top of page

Kanary

Zaktualizowano: 18 lut 2023





Tak mi dziś przyszło (kiedy spotkałam ich na przystanku), że czasem brakuje mi dawnych treningów. Zaczęło się bardzo niewinnie - od serii monotematycznych snów. W każdym z nich jechałam środkiem komunikacji miejskiej i za każdym razem spotykała mnie kontrola biletów. Tych snów było trochę. Każdy z nich inny. Jednak stały motyw był taki, że jadę oczywiście bez biletu. Zwykle albo wysiadam, albo ktoś inny ma ten bilet. Najbardziej podobały mi się sytuacje, kiedy sięgam ręką do kieszeni i wyciągam np gumy do żucia (te płaskie w listkach) i podaję z uśmiechem :). Ostatni z moich snów z tej serii skończył się tym, że przywiązałam ich sznurem do latarni na przystanku. Po jakimś czasie (minął rok lub 2) zaczęłam jeździć bez biletu. Potraktowałam to jako trening uważności i intuicji. Inspiracją była informacja ad kogoś znajomego, że nie mogą mieć dżinsów (jakieś przepisy). Jeździłam tak przez kilka lat łącznie z dojazdami do pracy. Tak więc codziennie przynajmniej 2 razy byłam na treningu. Doszło wręcz do tego, że kiedy zdarzyło mi się (sporadycznie) skasować już ten bilet, to po prostu nie było to. Nuda. Jeździłam tak w moim rodzinnym mieście, ale nie tylko. To były czasy, kiedy sporo podróżowałam na stopa po kraju. W wersjach z kimś i solo. W większości przypadków wysiadałam i jechałam następnym za nimi, skoro już wiedziałam jak wyglądają. Doszło do tego, że po prostu wyczuwam ich na kilometr. Niektórzy naprawdę dobrze się kamuflują, zwłaszcza kobiety. Złapali mnie 2 razy, ale nigdy nie zapłaciłam. Raz w Krakowie. Prawie pusty tramwaj, my z wielkimi plecakami (z moim ówczesnym a obecnym ex). I wsiedli oni, w duecie. Jeden z nich był hiphopowcem i pewnie dlatego to się stało. Zapytali skąd jedziemy i dokąd. To było bardzo dobre pytanie. Niemal bez zastanowienia odpowiedziałam im oczywiście prawdę: z nad morza w góry. Po tej odpowiedzi hiphopowy od razu miał uśmiech na twarzy i zaproponował wysiadkę. Na przystanku trochę pogaworzyli i zapytali czy mamy bilety z trójmiasta. Mieliśmy, oczywiście dostali je. Naprawdę miło wspominam to spotkanie. Drugie nie było już tak miłe. Rodzinne miasto i wściekłe kontrole prawie zawsze, ale tylko na jednej trasie. Inne trasy - kompletnie nic. Jechałam trasą praca-dom, na której jeszcze nigdy ich nie spotkałam i patrząc w okno zamyśliłam się. To był błąd. Złapali mnie na numer, który już znałam - przystanek końcowy, więc bardzo źle, bo najtrudniej wybrnąć z tego. Mało tego, siedziałam przy oknie a kontroler usiadł obok blokując wszystko. Do tego drzwi zamknięte. I tu zadziała się magia. Powiedział poczekaj i migiem znalazł się przy kierowcy a drzwi nagle się otworzyły. Oczywiście nie czekałam. To była jedna z tych sytuacji, kiedy myślenie zajmuje ułamek sekundy. Zanim się odwrócił już mnie nie było...

Uwielbiam również znikać :)


Tak to właśnie jest ze strażnikami systemu. Lubię się z nimi bawić jak tylko mam okazję. Miło powspominać stare czasy, zwłaszcza jak się już jeździ praktycznie cały czas na rowerze. Teraz to inny etap, inne sny. Break the rulezzz - i love it.



Kanary - może to będą następne wakacje?

bottom of page